Zagłębiowskie legendy: "Sowia Góra" (Żychcice)

Z WikiZagłębie

Obok kościółka parafialnego w Żychcicach, tuż za plebanią, wznosi się wzgórze, które niegdyś zwane było Sowią Górą, iże sterczały tam otoczone lasem jakieś ruiny (zapewne dawnej kuźnicy), wśród których obrały sobie siedlisko gromady sów. Miejsce to wszyscy omijali z niewiadomego bliżej powodu.

Gdy po wszystkich okolicznych wzgórzach kopano, tutaj nikt nie tknął ziemi. Aż znalazł się odważny górnik Wojtek Przywara, który wraz z dwoma synami, postanowił "otworzyć górę". Pewnego ranka zjawił się pod wzgórzem, wbił w ziemię drewniany krzyżyk wystrugany przez młodszego synka i zabrał się raźno do roboty. Już na czwarty dzień dogrzebał się bogatych złóż kruszcu, z czego wielce się cieszył. Po pewnym czasie, coś zaczęło w "górze" psocić. To pozawalało w nocy szybiki odłamami skały, to znów porozrzucało kopanki, albo rozsypało wczorajszy urobek. Martwił się stary Przywara tymi psotami, ale z "góry" nie ustąpił. Najmłodszy synek górnika widząc zgryz ojca i patrząc na te dziwne psoty, wystrugał jeszcze jeden krzyżyk, a wstawszy wcześnie pewnego dnia, poszedł do "góry", i ustawił go na miejscu, gdzie najwięcej psociło. Przez kilka dni panował spokój, psoty ustały, ale przyszło nowe zmartwienie. Stary Przywara spostrzegł, że jego najmłodszy synek przybladł na twarzy, dziwnie się zamyślał i ociągał się w pracy jakby mu sił nie stawało. Zaczął go wypytywać, badać i z trudem wydobył z chłopca następujące wyznanie: - Tatulu! na trzeci dzień po ustawieniu przeze mnie krzyżyka na "górze", zjawiła się przy moim łóżku jakaś stara baba z sowią głową, trzymając w jednej ręce uzdę, w drugiej bat. Zobaczywszy ją, bo wtenczas nie spałem, strasznie się wystraszyłem i już miałem krzyknąć, gdy spadł na mnie bat starej baby. W jednej chwili zamieniłem się w konia, baba założyła mi uździenicę, potem wsiadła na mnie i uganiała przez całą noc po wertepach. Dopiero o świcie przyjeżdżała pod chatę i powtórnym uderzeniem bata przywracała mi postać ludzką. Odchodząc krzyczała: "Tak będzie co noc, aż zabierzesz swoje krzyżyki, stamtąd gdzieś je ustawił". Zrozpaczony ojciec, chciał biec na "górę", aby wyrwać krzyże, lecz syn zawołał: - Tatulu! nie wyrywaj moich krzyżyków, - one chronią ciebie i brata od nieszczęścia i odpędzają złe od naszej "góry", już lepiej, że tylko ja będę cierpiał? Posłuchał stroskany ojciec prośby synka, przyrzekł mu, że pozostawi krzyżyki, a potem poszedł do roboty polecając chłopcu pozostać w łóżku do południa. Wymęczony przejściami nocy, chłopczyna pospał sobie do południa, a potem poszedł do ojca, aby mu pomóc w pracy. Pod wieczór gdy wracano do domu za rzekę, starszy brat rzekł do młodszego: - Posłuchaj Waluś! Tej nocy ja stanę w kącie obok twego łóżka i będę czekał na przyjście tej strasznej nieludzkiej baby,. muszę się z nią rozprawić, aby cię więcej nie męczyła. Zgodził się Waluś na to i gdy nastała noc, starszy brat stanął na straży, baczny i czujny. Nie wiedział jak postąpi, ale zdecydowany był na wszystko... Około północka zaszumiało coś około chaty, drzwi otworzyły się bezszelestnie, weszła straszna baba z sowią głową, trzymając w rękach uzdę i bat. Podeszła do łóżka, podniosła bat do góry i już miała uderzyć śpiącego, gdy w tej chwili skoczył, jak kot na myszkę, starszy brat, chwycił babę za rękę, wyrwał jej bat i ciął nim przez kudłaty łeb. W jednej chwili babsko zamieniło się w szkapę. Chłopak zarzucił jej uzdę na głowę a potem usiadłszy na jej grzbiecie, popędził w świat okładając bez miłosierdzia biczyskiem. Gdy babsko pokryło się pianą i robiło bokami jak miech popędził na niej do Grodźca, stanął przed kuźnią, zbudził kowala i kazał mu podkuć szkapę na wszystkie cztery łapy.

O świtaniu przyjechał pod ojcowską "górę", śmignął po łbie szkapę, zamieniając ją z powrotem w obrzydliwe babsko z sowią głową, które zaczęło strasznie wyć z bólu, mając na nogach i rękach przybite podkowy. Lecz nie koniec na tym. Chłopak kazał babie nanosić gałęzi, ułożył z nich dużą kupę i podpaliwszy, wrzucił w ogień zaczarowaną uzdę i bat, pozbawiając w ten sposób obrzydliwe babsko narzędzi niecnych praktyk. Po tej ceremonii, rozkazał wiedźmie iść precz. Wyjąc i rycząc, ociekając krwią, machając poparzonymi rękami, popędziła baba w świat i nie przystanęła aż na Popiej Górze koło Siemoni, gdzie obrała sobie siedlisko. Na miejscu gdzie spłonęły narzędzia czarownicy, stary Przywara ustawił duży krzyż, który widniał przez długie, długie lata przy drodze w tym miejscu, gdzie dziś stoi maleńki kościółek parafialny z piękną grotą obok i drewnianą dzwonnicą.