Józef Skuza: Różnice pomiędzy wersjami
Nie podano opisu zmian |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 20: | Linia 20: | ||
|www = | |www = | ||
}} | }} | ||
[[Plik:Krzyż Kampanii Wrześniowej 1939.jpg|thumb|left|150px|Krzyż Kampanii Wrześniowej 1939]] | |||
Starszy posterunkowy Józef SKUZA. | Starszy posterunkowy Józef SKUZA. |
Wersja z 22:27, 10 gru 2020
Zagłębiowskie Biogramy | |
- | |
Imię i nazwisko | ???? |
Data urodzenia | ???? ???? |
Data śmierci | 1940 |
Przyczyna śmierci | Ofiara Mordu Katyńskiego |
Zawód | - |
Starszy posterunkowy Józef SKUZA. urodzony 24.08.1899 r. w Kargowie.
Muzeum Katyńskie
Życiorys - w opracowaniu córki, Marii Nowak.
Józef SKUZA
• Syn: Ludwika i Julianny
• Urodzony: 24 sierpnia 1899 Kargów pow. Busko.
SŁUŻBA WOJSKOWA
• JEDNOSTKA WOJSKOWA: ochotnik; 1 Pułk Strzelców Konnych Wojska Polskiego.
• STOPIEŃ WOJSKOWY: starszy strzelec.
• Wojna Polsko-Bolszewickiej (1919-1920):
Brał udział w wyprawie pułku na Dryssę (grudzień 1919-28 kwietnia 1920); udział w szarży pułku pod Krasnem (28 kwietnia 1920) gdzie został ranny i wzięty do niewoli bolszewickiej; pod koniec maja 1920 uwolniony z niewoli, powrócił do pułku; udział w szarży pułk pod Miechnicami (2 czerwca 1920); brał udział w bitwie pułku pod Warszawą (15 sierpnia 1920); walczył wraz z pułkiem pod Radzyminem; brał udział w ofensywie pułku na kierunku północno-wschodnim; brał udział w zdobyciu Ostrołęki (awans na stopień wojskowy - starszego strzelca 25 sierpnia 1920); wraz z pułkiem został przerzucony na południe, na linię Dniestru, następnie w rejon Tarnopola i Szepietówki, gdzie pułk zakończył działania bojowe w wojnie polsko-bolszewickiej. Został zdemobilizowany do cywila (jesień 1921).
SŁUŻBA W POLICJI
Policja Państwowa 1922-1939:
- Komenda Wojewódzka Policji Państwowej w Kielcach (od 1922)
- Szkoła Policji Państwowej w Mostach Wielkich woj. lwowskie (1923-1924)
*od roku 1924 pełnił służbę w pow. będzińskim woj. kieleckim:
KAMPANIA WRZEŚNIOWA 1939
1 września 1939 na terenie Województwa Śląskiego brał udział w walkach o Kopalnię „MICHAŁ” na terenie Michałkowic przeciwko niemieckim dywersantom z Freikorps Ebbinghaus. Ewakuowany na wschód z Województwa Kieleckiego 2/3 września 1939. Wzięty do niewoli (po 17 września 1939) przez żołnierzy Armii Czerwonej i przekazany do dyspozycji NKWD.
OFIARA ZBRODNI KATYŃSKIEJ
Jeniec Obozu Specjalnego NKWD w Ostaszkowie (1939-1940), zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD w Twerze (nr list. dysp. NKWD 023/4 z dn. 10.04.1940). Pogrzebany na Polskim Cmentarzu Wojennym w Miednoje.
NADANE ODZNACZENIA W OKRESIE II RP
• Medal Pamiątkowy Za Wojnę 1918-1921
• Medal Pamiątkowy 10-lecia Odzyskanej Niepodległości 1918-1928
• Brązowy Medal Za Długoletnią Służbę
• Odznaka Honorowa „Za Rany”
• Odznaka Pamiątkowa 1 Pułku Strzelców Konnych z Garwolina
NADANE ODZNACZENIA POŚMIERTNIE
• Krzyż Zasługi Za Dzielność
• Krzyż Kampanii Wrześniowej 1939
• Medal Za Udział W Wojnie Obronnej Polski 1939
Decyzją z 5 października 2007 Prezydenta RP Lacha Kaczyńskiego pośmiertnie awansowany na stopień służbowy - aspiranta Policji Państwowej.
Decyzją z 10 września 2009 Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego odznaczony pośmiertnie Krzyża Zasługi Za Dzielność za obronę Śląska w Kampanii Wrześniowej 1939.
PAMIĘTAĆ...
Maria Nowak - córka st. post. Policji Państwowej Józefa Skuzy
Kiedy wybuchła wojna, miałam 7 lat. Pamiętam piękny, słoneczny dzień i płacz mojej Matki - drobnej kobiety, dla której nasz Ojciec - policjant był zawsze największym wsparciem. Pamiętam ewakuację z Czeladzi na chłopskich furmankach, które nazywały się podwodami. Tam ulokowano rodziny policjantów, zaś oni sami pozostali jeszcze na posterunku.
Pamiętam Ojca, kiedy nas odprowadzał. Byłam jego oczkiem w głowie, jedyną córką pośród trójki dzieci. Sama już nie wiem, co jest rysem zapisanym w mojej świadomości, a co dopowiedzeniem wyobraźni zbudowanej z przekazów Matki czy późniejszej lektury książek.
Nie wiedzieliśmy, co właściwie stało się z naszym Ojcem. Dochodziły do nas jakieś informacje, strzępy przekazów, plotki. Żyją, nie żyją, aresztowani, wywiezieni... Trudno było rozróżnić fakty od fikcji. Pewnego dnia do naszego domu w Wojkowicach wpadł policjant. Jak się tam znalazł? - do tej pory nie wiem. To on pierwszy powiedział, że Józef Skuza, mój Ojciec, jest w Ostaszkowie, w Rosji. Tak mało i tak wiele. Wszystko i nic. Jeszcze większa niepewność, ale i nadzieja. Może żyje? Może przeżyje?
Myślę, e Matka do końca wierzyła w jego powrót. Pielęgnowała pamiątki po nim, pamięć. W domach innych policjantów nie mówiło się o przeszłości, górę brał strach. U nas było inaczej. Tylko spojrzenie Matki sygnalizowało, kiedy mogę mówić, a kiedy milczeć. Tak było w czasie wojny, tak po wojnie. Swoje wspomnienia wiążę głównie z opowieściami Matki, byłam przecież dzieckiem, kiedy go straciłam. Pamiętam Ojca, który zabierał mnie na posterunek. Siadałam przy służbowym biurku i byłam bardzo dumna. Maluję jego obraz jako troskliwego, czułego człowieka. Taki był dla swojej żony i dla nas - dzieci. Pamiętam czytane przez niego książki, to był chyba Kornel Makuszyński, bajki opowiadane na dobranoc.
W czasie wojny, jak w większości polskich rodzin, było bardzo ciężko. Matka, kobieta bez zawodu, musiała podjąć pracę, żeby utrzymać naszą trójkę i siebie. Poszła do pobliskich kamieniołomów, gdzie zatrudniła się w kuchni i gotowała kawę dla robotników. Oprócz tego uprawiała kawałek pola tuż przy domu. Z tych ziemniaków i fasoli jakoś się utrzymywaliśmy. Pamiętam, że Matka na pytanie - czy już jadła, odpowiadała twierdząco. Dopiero po latach zorientowałam się, że to nie była prawda. Ona bez przerwy głodowała. W naszym białym kuchennym kredensie leżał zawsze kawałek chleba. Na czarną godzinę. Mama, wychodząc do pracy, prosiła, żebyśmy go nie ruszali, bo to miało starczyć na jeszcze kilka dni. Pewnego razu wyjęłam ten chleb, wzięłam nóż do ręki i wahałam się - ukroić, czy nie? Wiedziałam jednak jedno - Matka ma do mnie zaufanie, nie mogę jej zawieść. Odłożyłam nóż i byłam naprawdę szczęśliwa. To uczucie będę chyba pamiętać do śmierci.
Po wojnie zaś Matka trafiła do cementowni „Saturn”, ale tam już zaczęły się kłopoty. Była przecież żoną policjanta... Litowali się nad nami ludzie, którzy często rezygnowali z zupy, żeby Matka mogła nas nakarmić. To były czasy stalinowskie i pewnie kogoś kłuło w oczy, że coś nam za dobrze się powodzi. Wrogowie ludu musieli ponieść karę. Okazało się, że praca w kuchni wykonywana przez Matkę potrzebna jest innemu... Potem nie mogła nigdzie znaleźć zatrudnienia i ktoś jej podpowiedział, żeby poszła na kopalnię „Jowisz”. Była chyba pierwszą w Polsce kobietą, która zjechała na dół, pod ziemię i tam pracowała przy taśmociągu. Wiem, że to było wręcz katorżnicze zajęcie. Tam zaczęła ciężko chorować na serce. Podleczyła się w szpitalu i znowu wracała do kopalni. Tak w kółko. W końcu skierowano ją na rentę inwalidzką. Wówczas jednak byliśmy już dorośli i mogliśmy jej pomóc.
Fakt, że Ojciec był przedwojennym policjantem, rzutował także i na moje życie. Nigdzie nie mogłam się do tego przyznać. W każdym kwestionariuszu w rubryce „zawód ojca” pisałam - urzędnik państwowy. Udawałam, że nie wiem dokładnie, gdzie on pracował. Straszne upokorzenie. Nie móc mwić prawdy o Ojcu ani w szkole, ani później w pracy. To człowieka okalecza na cale życie.
Kiedy do mojej świadomości dotarło, że Ojciec nie wróci? Właściwie nie wiem. Nadzieja była bardzo silna, ciągle czekałam, aż otworzą się drzwi domu i on stanie w progu. Nawet wtedy, gdy zaczęło się już mówić o obozach jenieckich na Wschodzie, Mama ciągle powtarzała: - A może jednak przeżył, może go ktoś uratował?
Szukaliśmy Ojca także przez Czerwony Krzyż. Dostaliśmy odpowiedź z Rosji w 1959 roku, że w Ostaszkowie nigdy Józef Skuza nie przebywał... Dokument wraz z urzędowymi pieczęciami przechowuję do dziś. Matka zmarła w 1970 roku. Przyrzekliśmy jej na łożu śmierci, że jeśli kiedykolwiek znajdziemy grób Ojca, to zapalimy tam świeczki. I tak się stało.
Pojechałam do Miednoje w 1995 roku, wraz z innymi członkami Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna 1939r.”. To było dokładnie 11 czerwca. Wylądowaliśmy na wojskowym lotnisku w Twerze, tam nas zaraz otoczyli żołnierze, nie pozwalali nigdzie odchodzić, nawet po pozostawione gdzieś obok kwiatki. Potem szybka odprawa celna i do autokarów. Cała droga była zablokowana, jechaliśmy jakieś 30 kilometrów.
Nagle zaczyna się las. Im dalej, tym głębsza cisza. Ogromne, półwieczne drzewa. Ucichły rozmowy. Tylko patrzyliśmy. Wokół cmentarza stali miejscowi. Też tylko patrzyli. Chyba byli trochę niepewni, jakby nawet przestraszeni.
Szliśmy drogą świadomi, że to była Ich ostatnia droga. Zakutanych w mundury, bestialsko zamordowanych, rzuconych na ciężarówki jak niepotrzebne nikomu sprzęty. Jakie były ich ostatnie myśli? Na pewno dotyczyły rodziny. Nie mogło być inaczej. Przecież w każdym liście, jaki dotarł do Polski z Ostaszkowa, pojawiają się pytania o żony i dzieci. Na miejscu kaźni musiało być tak samo. Byłam wdzięczna Panu Bogu, że pozwolił ich odnaleźć, wyjawić światu prawdę o tym okrutnym mordzie.
Ogromny teren, prawdziwe cmentarzysko. Doły, gdzie leżą prochy, oznakowane biało-czerwonymi szarfami. Każdy dół oddzielnie. Tuż przy wejściu wysoki krzyż i mogiła, w której spoczywają ekshumowane zwłoki. Tam złożyliśmy kwiaty, a potem wszyscy rozeszliśmy się po tym ogromnym terenie. Każdy szukał „swego” miejsca.
Ja tak szłam, szłam powoli, sama, rozglądałam się i myślałam: gdzie ja tu znajdę grób swojego Ojca? Nagle zobaczyłam miejsce pod dorodną białą brzozą. Moja Matka pochowana jest na cmentarzu też pod takim drzewem. Pomyślałam więc, że może te brzozy ich jakoś zbliżą, po tylu latach. Przyklękłam...
A potem człowiek pozostaje już tylko ze swoimi myślami. To jest przedziwne dla kogoś postronnego, ale ja naprawdę z Ojcem rozmawiałam. Opowiadałam o Mamie, braciach, o sobie, o tym, czego dokonaliśmy bez niego. Jak czekaliśmy w dni powszednie i podczas Wigilii Bożego Narodzenia. Klęczałam, dotykałam trawy, chciałam coś przekazać, coś, co powinno do niego dotrzeć.
Ten las wywarł na mnie niezatarte wrażenie. On straszy, nie daje schronienia, ani odpoczynku, jak zwykle takie miejsca. Tam nie ma ptaków, panuje kompletna cisza. To martwy las. Od miejscowych ludzi dowiedzieliśmy się, że ptaki wzbijały się wysoko w powietrze, przelatując nad tym miejscem. Podobno dopiero po ekshumacji pojawiły się jakieś zwierzęta...
Przywiozłam ze sobą ziemię z grobu Mamy i tam ją rozsypałam. Z sosnowych gaęzi zrobiłam krzyż, wbiłam biało-czerwone chorągiewki. Podszedł do mnie jakiś dziennikarz z polskiej telewizji i zapytał, czy chcę coś powiedzieć. Nie mogłam nic mówić. Tam nikt nie wstydził się łez, bo każdy z nas cierpiał podobnie. Właściwie jesteśmy jedną wielką sierocą rodziną. Czułam żal za dniami, których nigdy nie było. Rozgoryczenie z powodu tego strasznego okaleczenia, jakiego doznaliśmy. Nasza psychika na pewno jest w jakiś sposób skrzywiona. Ukrywanie samego nawet istnienia swego Ojca? To nie było normalne. Dzisiaj, kiedy mogę nareszcie mówić, że Ojciec spoczywa na Polskim Cmentarzu Wojennym w Miednoje, jest dla mnie największą wolnością. Jest swego rodzaju formą oczyszczenia. Jedyną i ostateczną.
Co najmniej od 1934 r. służbę pełnił w pow. będzińskim na posterunku w Sączowie, skąd 02.12.1935 r. przeniesiony został na posterunek w Piaskach.
Od 06.12.1936 r. do wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. zatrudniony był na posterunku
W Wojkowicach Komornych. Jeniec Ostaszkowa, zamordowany w Twerze (Miednoje).