Zagłębiowskie legendy: "Diabelskie kamienie" (Będzin-Grodziec)

Z WikiZagłębie

Przy budowie kościółka na "Dorotce" zdarzało się, że to co murarze jednego dnia wybudowali, zostało w nocy rozburzone. Gdy ówczesny pleban ks. Lipnicki zauważył psoty, postawił straż nocną przy budowie, z poleceniem ujęcia sprawców. Pierwszej nocy wartownicy nic i nikogo nie zauważyli. Na drugą noc, około północka, usłyszeli jakieś okropne szumy w powietrzu, a za chwilę spostrzegli, jak kawały skał zaczęły spadać dokoła budującego się kościółka.

Przestraszeni strażnicy pouciekali ze swych stanowisk, a rano rozniosła się po osadzie wieść, że złe duchy znoszą kamienie, aby nimi zburzyć budującą się świątynię. Ksiądz pleban oglądnąwszy kamienie, postanowił egzorcyzmami przepędzić złe duchy ze wzgórza. W najbliższą niedzielę z procesją wyruszył z kościoła na wzgórze i tu wśród modlitw poświęcił jeszcze raz szczyt góry na cztery strony świata. Gdy wieczór się zbliżył, wyszli wartownicy na swoje miejsca, by pilnować rozpoczętej roboty. Do północka cisza panowała dokoła. Leczo samej północy znów coś straszliwie zaszumiało. Od strony północnej zjawiła się zgraja czarnych diabłów. Spadłszy na polanę otaczającą budowlę, już uchwycili w pazury olbrzymie kamienie, aby nimi zburzyć mury świątyni. Lecz w tym momencie od wschodu pojawiło się kilka aniołów, którzy rozpoczęli walkę z szatanami, wytrącając im z łap kamienie z taką siłą, że spadły aż w okolicach Siemianowic, gdzie do dzisiaj leżą potłuczone na mniejsze odłamki, na przestrzeni kilku mil z widocznymi śladami pazurów. Część naznoszonych przez szatany kamieni, dotychczas oglądać można obok murów kościółka na "Dorotce". Ale od tego czasu już złe duchy więcej nie ukazały się na wzgórzu i nie przeszkadzały w dokończeniu budowy kościółka.