Zagłębiowskie legendy: "O tajemnicach zamczyska i przekleństwie okiennika" (Morsko)

Z WikiZagłębie

Z zamku w Morsku pozostała tylko kupa gruzów, resztki murów z baszt i... porozrzucane kości ludzkie, które bieleją od niepamiętnych czasów. Ile tych szczątków ludzkich leży w lochach skały, dziś zawalonych rumowiskiem, ile może innych rzeczy i to kosztownych - nikt tego już nie wie.

A że tkwią tam gdzieś, to pewne, boć to zamek zbójnicki, pełen skrytek, lochów, pieczar i tajemnicy. Kiedy i czyją ręką wzniesiony został - nikt nie wie, żadne absolutnie kroniki o powstaniu jego nie wspominają. Nawet nikt nie wie, kiedy legł w gruzach. Przypuszczać tylko można, że stało się to jeszcze w czasach Polski w podziałach, w czasach powszechnego rozprężenia, jakie zapanowało w kraju po śmierci Bolesława Krzywoustego. Jedyne wiadomości, jakie doszły naszych czasów, to legendy i podania, które kreślą dzieje zamku. Ponieważ i te, prawie że zapomniane zostały, i plączą się tylko po starych kronikach, dlatego przytaczam je tutaj. W niepamiętnych czasach w zamku na Morsku mieszkał pan z panów, bogaty, dumny, ale i okrutny. Miał córkę nadzwyczajnej urody, która oddała serce ubogiemu szlachcicowi. Gdy ojciec się o tym dowiedział, wtrącił swe jedyne dziecko do lochu i zamorzył głodem. Ubogi szlachcic postanowił pomścić śmierć okrutną umiłowanej dziewicy. Skrzyknął koło siebie zbrojną drużynę, umieścił się w skałach koło Skarżyc i stąd czynił wycieczki na okolicę, szukając wszędzie wyrodnego ojca. Długo trwała ta podjazdowa walka, aż w końcu ów młodzieniec upatrzywszy stosowną chwilę, otoczył zbrojnie zamczysko w Morsku. Na pomoc szlachcicowi przybyła jednak natura. Rozpętała się bowiem straszna burza; pioruny uderzyły w zamczysko, zapaliły drewniane dachy, a oblegający wdarłszy się do wnętrza, wycięli w pień obrońców, wyrodnego ojca - powiesili, zaś zamek zburzyli do fundamentów. Od tego czasu, każdej nocy, aż po dzisiejsze czasy, błądzi po ruinach czarna postać powieszonego pana, a znika dopiero wówczas, gdy z okna baszty zachodniej, wyłoni się białe widmo zagłodzonej córki, które usiadłszy na skale, żałośnie zawodzi. Inna legenda mówi, że było dwóch braci Morskich, którzy gardząc uczciwym życiem, wybudowali w skrytości w tutejszych ostępach leśnych zamek i rozpoczęli uprawiać rozboje po okolicy. Długo prowadzili ten niecny proceder bez przeszkody. Gdy jednak zaczęli porywać mieszkańcom okolicznym żony i córki, które już nigdy potem światła dziennego nie oglądały, bo je bezlitośnie mordowano, pewien szlachcic mszcząc się za swą porwaną żonę, zebrał rzesze pokrzywdzonych, a uzbroiwszy ich, zdobył zamek, rozbójników w okrutny sposób wymordował, a ich siedlisko zburzył doszczętnie. Inny wariant tej legendy opowiada, że bracia Morscy długo rozbijali się po okolicy, aż miarka cierpliwości przebrała się - wojska królewskie otoczyły zamek, zdobyły go i zburzyły. Jeden z Morskich zginął w bitwie, zaś drugi wymknął się jakimś podziemnym przejściem, długo tułał się po świecie, aż pochwycony, został wbity na pal, na skale zamkowej. Dokoła wioski, jak i ruin zamkowych jest wiele skał dziwacznych. Do każdej jest przywiązana jakaś legenda lub podanie. Na kraju otaczającego zamczysko lasu, wznosi się piramidalna skała zwana Skrzypcową. Legenda opowiada, że w dawnych czasach na tej skale co wieczór zjawiał się jakiś skrzypek, ubrany na czerwono, który swą muzyką ściągał młodzież Morska, Skarżyc i Podlesia, doprowadzając ją do takiego szału i podniecenia, że tańczyła przez całe noce, odwodząc od pracy i pacierza, a podżegając do wszelkich zberezeństw. Grajkiem miał być zły duch. Co się jednak z nim stało, nie jest nikomu wiadomo. Pod samą wsią stoi odosobniona skała, zwana przez lud Szatańską, dlatego, że kto na nią wdrapie się, spada z niej, łamie kości i pozostaje kaleką.

Niedaleko zaś pobliskich Skarżyc leży słynny na całą Polskę Zbójnicki Okiennik. Dzieje tego potwora skalnego łączą się najściślej z historią zamku w Morsku, i kto odwiedza Morsko, nie omija i Okiennika. Legendy plątające się po starych kronikach mówią, że pod tą skałą istniała osada, zamieszkała przez służbę rozbójników. Pewnego ranka, zaszedł tu jakiś pielgrzym, mąż świątobliwy. Chodził od chaty do chaty, prosząc o chwilowy przytułek. Zamiast przytułku, odebrano mu życie. W tej chwili pioruny spadły z niebios, zniszczyły osadę, zabijając większą część jej mieszkańców. Według podań, śladem po tych piorunach jest skała, stojąca w oddaleniu około 200 kroków. W tę to skałę uderzył piorun z taką siłą, że ją na kilkanaście metrów wydrążył wewnątrz tak, że wygląda jakby baszta i dlatego lud zwie ją Basztą. Kiedy usadowiły się tu na skale bandy rozbójników, nie jest nam wiadomo. Naturalnie mogli tu mieć w różnych czasach siedzibę, a ustąpić z tej okolicy zdecydowali się wówczas, gdy lasy nieco przetrzebiono, gdy Skarżyce zaczęły się rozrastać, a zamki w Bobolicach i Mirowie groziły swą załogą. W ciągu wieków Okiennik nie mógł znaleźć właścicieli. Dobra skarżyckie ani słyszeć o nim nie chciały. Kanonicy Regularni z Mstowa, jako właściciele Skarżyc, wydzielili ze swych posiadłości "szatańską skalę". Panowie na Lgocie Murowanej odgrodzili się zasiekami od "piekielnicy". Zaś dzisiaj nie przyznają się do niej ani Skarżyce, ani Dupice. Stoi w dzikim pustkowiu, samotna, nie mogąc znaleźć właściciela. Ciąży na niej jakieś przekleństwo, rzucone przed wiekami. Żaden z okolicznych mieszkańców nie poszedłby tutaj pod wieczór nawet za skarby świata, bo o zmroku zaczynają się tu dziać niesamowite rzeczy. Skała zaludnia się jakimiś upiorami, w oknie płonie dziwne ognisko, z pieczar bije jasność, a wokół słychać tajemniczy rozgwar. Mają to być dusze pomordowanych, które co wieczór odbywają sądy nad swoimi katami.