Zagłębiowskie legendy: "O skarbniku i Marcinie Młodszym" (Olkusz)

Z WikiZagłębie

Było to przy końcu XV wieku. Na terenie zwanym dzisiaj Starym Olkuszem, stał kościółek św. Jana otoczony murem obronnym i głęboką fosą, zawsze napełnioną wodą. Do kościółka prowadził most zwodzony. W tym czasie zjawił się w Starym Olkuszu gwarek z zagranicy, który zafrysztował place górnicze w pobliżu kościółka, a następnie otworzył kopalnię. Jak się zwał, nikt nie wiedział. Znano go tylko pod imieniem Pawła i wiedziano, że jest kawalerem. Po pewnym czasie ożenił się z córką miejscowego gwarka, której na imię było Elżbieta. Paweł rozszerzając swoją kopalnię, podjechał chodnikami aż pod fundamenty kościółka św. Jana, a nie zważając na to, że roboty górnicze mogą kościółkowi szkodzić i grozić ruiną, polecił robotnikom swoim bić chodnik pod kościółkiem. Robotnicy jednak odmówili. Rozeźlony tą odmową Paweł, postanowił sam prowadzić dalszą robotę. Zszedł pewnego dnia w podziemia i rozpoczął kopać. Po pewnym czasie wracając na powierzchnię, zabłądził w labiryncie chodników, nie mogąc trafić do erszybu. Długo błądził tu i tam. W lampce zabrakło już oleju, głód i zmęczenie ogromnie mu dokuczały, a w dodatku przejmował go paniczny strach. W pewnej chwili osłabł zupełnie, osunął się na dno chodnika i zasnął. Jak długo spał, nie wiedział. Obudziło go jakieś pukanie w caliźnie. Otworzywszy oczy, ujrzał w chodniku światełko, które zbliżało się, jakby poruszane ręką. Zerwał się ostatkiem sił i podążył w stronę światełka. ' Zaledwie jednak postawił kilka kroków, światełko zgasło. Paweł posłyszał kroki a następnie głos proszący o ogień do lampki. Poznał, że to jest Skarbnik. Wystraszony, podał na kilofie krzesiwo i hubkę, prosząc Skarbnika o wyprowadzenie z kopalni. W odpowiedzi na to, skarbnik zarechotał śmiechem straszliwym i powiedział: - Uczynię zadość twej prośbie, a w dodatku wskażę ci bogate żyły srebra, lecz pod warunkiem, że dasz mi to za 3 lata od dzisiaj, czego nie miałeś, wychodząc z domu. Paweł zgodził się chętnie na tę propozycję. Skarbnik wskazał Pawłowi drogę powrotną, a przedtem jeszcze bogate żyły kruszcowe, a potem znikł w czeluściach kopalni. Paweł doszedł do erbszybu i tu zemdlał. Znaleźli go robotnicy, a przyprowadziwszy do przytomności, wyciągnęli na wierzch i oznajmiając że przed kilku dniami żona powiła mu synka. Gdy Paweł usłyszał tę nowinę, przypomniał sobie żądanie Skarbnika i swoje przyrzeczenie. Przeraził się straszliwie,' a1e o swojej przygodzie i przyrzeczeniu nikomu nie mówił. Tak minął rok. Po krótkiej chorobie zmarła Pawłowi żona. Umierając poleciła synka opiece św. Jana. Paweł korzystając ze wskazówek Skarbnika, odkrywał żyłę po żyle, i parł w pracy pod kościółek. Podkopy górnicze tak zaszkodziły kościółkowi, że mury jego zaczęły się rysować i pękać. Nie pomogły perswazje i prośby gwarków oraz mieszczan, aby oszczędzał kościółek. Paweł robił swoje i kpił z wszelkich przestróg. Aż tu pewnego jesiennego wieczoru jakiś głos upomniał się o spełnienie przyrzeczenia, danego przez Pawła przed trzema laty. Równocześnie spostrzegł Paweł w oknie twarz Skarbnika. Przerażony Paweł przypomniał sobie, że żona jego poleciła dziecię opiece św. Jana. Wiedząc, że synek jego był właśnie tym, czego nie miał w domu, gdy wyszedł na robotę i zabłądził w kopalni, postanowił ratować dziecię za pośrednictwem św. Jana. Przyszedłszy cokolwiek do przytomności, powiedział Skarbnikowi, że jeszcze nie czas, bo do trzech lat brakuje kilka godzin. Skarbnik zniknął. Paweł chwycił śpiące dziecię, owinął w koc i pobiegł z dzieckiem pod kościółek św. Jana. Gdy przybył na miejsce, spostrzegł z przerażeniem, że most zwodzony jest podniesiony, a tu już skarbnik nadchodził. Nie namyślając się wiele, przerzucił dziecko przez fosę z okrzykiem: - Święty Janie! Ratuj mojego synka! Na drugi dzień robotnicy idący do pracy usłyszeli płacz pod drzwiami kościołka. Poznali Marcinka, syna Pawłowego, zaś na dnie głębokiej fosy znaleźli nieżywego już Pawła. W niedługi czas runął kościółek podkopany przez Pawła. Marcinka sierotę wziął na wychowanie ówczesny pleban olkuski Melchior Porębski. Po ukończeniu szkół, został księdzem a potem profesorem Akademii Krakowskiej pod nazwiskiem Marcin z Olkusza (kroniki zwą go Młodszym).