Zagłębiowskie legendy: "Ukryte skarby" (Psary)

Z WikiZagłębie
Wersja do druku nie jest już wspierana i może powodować błędy w wyświetlaniu. Zaktualizuj swoje zakładki i zamiast funkcji strony do druku użyj domyślnej funkcji drukowania w swojej przeglądarce.

Opowiadanie Wojtka Wydery o olbrzymich skarbach w złocie, srebrze i drogich kamieniach na starej kopalni psarskiej, słyszało dwóch młodych górników. Po ukończeniu opowiadania, gdy ludzie się rozeszli do domów, przystąpili oni do Wojtka i zaczęli wypytywać się o szczegóły i miejsce, gdzie się mu wydarzyło nieszczęście. Otrzymawszy odpowiednie wyjaśnienie, odeszli do gospody, gdzie przy napitku postanowili w najbliższą niedzielę skrycie zjechać do kopalni i rozpocząć poszukiwania za skarbami. Gdy nadeszła niedziela, zerwali się świtem, uzbroili w latarki i kilofy, zabrali ze sobą po dwie stare bułgi (skórzane worki) i zeszli bełtami do kopalni. Gdy już znaleźli się w głównym chodniku, przypomnieli sobie, że Skarbnik strasznie się gniewa, gdy górnicy w niedzielę, lub święto pracują i gwałcicieli święta zwykłe karze srogo, lecz, że i oni nie bardzo wierzyli w jego istnienie, więc poszli szukać owej szerzyzny (dużej jamy po wybranym węglu).

Długo błądzili po kopalni, aż zziajani, zmęczeni i głodni odnaleźli ją w końcu pełną nieprzebranych skarbów. Nie odpocząwszy ani chwili, zaczęli napełniać bułgi. Gdy ukończyli robotę, ruszyli z powrotem wielce uradowani. Nie uszli jednak ani pół drogi, gdy z chodników zaczęły dochodzić ich uszu jakieś dziwne odgłosy, potem rozległ się straszliwy huk i grzmot, tu i ówdzie zaczęły trzeszczeć organy, gdzieniegdzie rozpadały się w drzazgi, stropy poczęły się wyginać i pękać, a równocześnie usłyszeli charakterystyczny chód Skarbnika. Przerażeni okrutnie, rzucili pełne skarbów bułgi na ziemię, pragnąc skryć się za skrzynią napełnioną węglem. Niestety! było już za późno! W tej chwili stanął przed nimi Skarbnik, kipiący złością. Skinął ręką w stronę filara słupowego, który momentalnie zawalił się z grzmotem, grzebiąc pod sobą śmiałków. W ostatniej chwili usłyszeli nieszczęśni słowa Skarbnika: - Za pogwałcenie święta, za chciwość waszą, więcej świata Bożego już nie ujrzycie...


Na drugi dzień, znaleźli górnicy w chodniku dwie bułgi napełnione węglem, a obok spod gruzów filaru, wyglądały nogi zasypanych. Wypadek miał miejsce w roku 1850, a ofiarami chciwości byli ponoć Stach Malcherek i Franek Tkacz, górnicy z małej kolonii zwanej Łabędzki, składającej się z czterech domów, a leżącej na lewym brzegu potoku strzyżowickiego, tuż przy drodze wiodącej z Psar do Wojkowic Komornych.