Zagłębiowskie legendy: "Duchy trzech dziewcząt" (Bobolice)

Z WikiZagłębie
Wersja do druku nie jest już wspierana i może powodować błędy w wyświetlaniu. Zaktualizuj swoje zakładki i zamiast funkcji strony do druku użyj domyślnej funkcji drukowania w swojej przeglądarce.

Jak każdy z zamków, tak i Bobolice, posiadają swoje legendy. Ten to zamek, wraz z innymi miejscowościami, otrzymał od króla Ludwika Węgierskiego na prawie lennym Władysław, książę na Opolu. Osadziwszy zamek swoją załogą, zaczął na sposób niemieckich rycerzy-rabusiów grasować po okolicy.

Po śmierci Ludwika, zamek stał się prawdziwym gniazdem rabusiów Opolczyka. Łotrostwa tych opryszków tak dokuczyły wszystkim, że w 1396 roku król Jagiełło przy pomocy Spytka z Olsztyna oraz Ziemowita i Janusza - książąt mazowieckich, obległ zamek a zdobywszy go, wytępił załogę opryszków, zaś ciurów przepędzono na cztery wiatry. Miejscowe legendy opowiadają o nieszczęsnych ofiarach knechtów Opolczyka, które kończyły żywot w lochach baszty, o porywanych przez rabusiów dziewczętach, o niezliczonych skarbach, które są ukryte w podziemnych korytarzach, no i naturalnie o duchach i strachach, które tu stale się ukazują. Jedna z tych legend opowiada o nieprawym życiu Władysława Opolczyka, gdy ten tu około r. 1370 przemieszkiwał. Zdarzyło się tak, że drogą przejeżdżała jakaś matrona z córką i z pocztem służby. Knechci wpadłszy na przejeżdżających, wymordowali broniącą się służbę. W czasie walki zabito ową matronę, a córkę jej przywieziono na zamek. Równocześnie z osady przyprowadzono dwie młode dziewczęta. Wystraszone dziewoje znalazłszy się na pokojach pijanej szajki, a wiedząc co je czeka, wolały raczej śmierć ponieść, niż z hańbą iść przez życie. Skończyło się na tym, że gdy jeden z pijanych magnatów rzucił się na przyprowadzoną córkę zamordowanej pani, ta momentalnie wyjąwszy spod narzutki sztylet utopiła go w piersiach napastnika, a potem wyskoczyła przez otwarte okno w przepaść. Za jej przykładem poszły dwie dzieweczki wiejskie.

Wszystkie trzy poniosły śmierć na miejscu. Od tego czasu stale o godzinie, o której poniosły śmierć (a miało to być o godz. 11 w nocy), ukazują się razem na ruinach zamku, zawodzą żałośnie, wzywając pomocy i ratunku. Równocześnie gdzieś z ziemi dobywa się przeraźliwy krzyk, który ma wydawać ów napastnik, przebity sztyletem. Czy tak rzeczywiście jest, nie wiem - ale to pewne, że jęki i zawodzenie słychać tu po nocach, bo ruiny bobolickie są siedliskiem puszczyków i sów.