Zagłębiowskie legendy: "Zburzone miasto" (Będzin-Grodziec)
Miało to być przed wielu wiekami. Na wzgórzu, gdzie widnieje dzisiaj kościółek grodziecki, stało zamczysko, otoczone obronnym murem, uzbrojonym w potężne baszty. Na zamku mieszkał jakiś pan, którego zwano kasztelanem. Wzgórze zamkowe otaczało dokoła miasto bardzo ludne i bogate, z wielu przedmieściami. Na jednym z nich, zwącym się Gródkowem, kasztelan odbywał sądy w pewnych porach roku. W mieście żyło wielu rzemieślników i kupców, którzy prowadzili handel z kupcami wrocławskimi i niemieckimi. Istniały tu także wielkie składy towarowe, w których przejeżdżający kupcy zaopatrywali się w to, co im było potrzebne.
W tym czasie droga z Krakowa do Wrocławia prowadziła przez Grodziec do Czeladzi i dalej na Śląsk.Pewnego dnia o świtaniu miasto zostało napadnięte przez hordy jakiegoś dzikiego ludu, któremu przewodził pewien książę kijowski. Hordy te najpierw zrabowały mienie mieszkańców, potem spaliły miasto, wreszcie przystąpiły do zdobycia zamku, w którym zamknął się kasztelan z hufcem zbrojnego rycerstwa. Książę kijowski ustawił jakieś machiny na sąsiednim wzgórzu i z tego wzgórza zaczął trzaskać zamek. Po kilku dniach zamczysko zostało zburzone, a obrońcy jego wybici do nogi. Horda odchodząc zabrała ludność miasta w niewolę, zaś szczątki miasta i zamku zrównano z ziemią. Od tego czasu, górę z której książę kijowski burzył zamek nazwano Górą Kijowską, ścieżkę wiodącą do owej góry przezwano Drogą Kijowską, a nazwy te dochowały się do dni dzisiejszych.