Zagłębiowskie legendy: "Diabeł bobolicki" (Bobolice): Różnice pomiędzy wersjami
(Utworzył nową stronę „Zwał się Janek Biały. Pochodził z Mirowa, a będąc chłopcem służył w Bobolicach. Pewnej niedzieli ów Janek pasł sobie koniska na ścierniach pod zamkiem. A ...”) |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 16: | Linia 16: | ||
Obudziwszy się rano, przetarł oczy i ze zdziwieniem spostrzegł, że leży pod basztą zamkową. Przypomniał sobie przygodę z szlachcicem i nocną grę. Ogląda się za kapotą nie ma jej; szuka czapki - i tej nie ma; nawet buty diabli wzięli. Poskrobał się chłopczysko po rozczochranym łbie, pomyślał chwilę, a potem pędem pobiegł pod las gdzie szkapiska swe odnalazł. | Obudziwszy się rano, przetarł oczy i ze zdziwieniem spostrzegł, że leży pod basztą zamkową. Przypomniał sobie przygodę z szlachcicem i nocną grę. Ogląda się za kapotą nie ma jej; szuka czapki - i tej nie ma; nawet buty diabli wzięli. Poskrobał się chłopczysko po rozczochranym łbie, pomyślał chwilę, a potem pędem pobiegł pod las gdzie szkapiska swe odnalazł. | ||
Gdy odbiegł od baszty, usłyszał przeraźliwy śmiech z jej szczytu. Oglądnąwszy się zobaczył owego szlachcica stojącego na murze, kłaniającego mu się czerwoną czapką. A ów szlachcic to był właśnie bies, pilnujący skarbów, ukrytych w lochach zamczyska. | Gdy odbiegł od baszty, usłyszał przeraźliwy śmiech z jej szczytu. Oglądnąwszy się zobaczył owego szlachcica stojącego na murze, kłaniającego mu się czerwoną czapką. A ów szlachcic to był właśnie bies, pilnujący skarbów, ukrytych w lochach zamczyska. | ||
[[Kategoria:Marian Kantor-Mirski|Zagłębiowskie legendy i podania]] | |||
[[Kategoria:Zagłębiowskie legendy i podania|Bobolice]] | |||
[[Kategoria:Legendy i podania powiatu myszkowskiego|Bobolice]] |
Aktualna wersja na dzień 11:25, 16 lis 2016
Zwał się Janek Biały. Pochodził z Mirowa, a będąc chłopcem służył w Bobolicach. Pewnej niedzieli ów Janek pasł sobie koniska na ścierniach pod zamkiem. A że był wielkim łobuzem, zamiast pilnować szkap, uganiał się po ruinach i płoszył nietoperze, zwane tu "wiecorkami". Będąc wielce ciekawym po skałach ciekał i wszędy zaglądnął. Gdy się owym ciekaniem zmęczył, zbiegł na dół i przycupnąwszy pod skałą, zadrzemał sobie.
Naraz coś zahuczało, wiatr silny zawył z poświstem i przed wystrachanym Jaśkiem stanął szlachcic barczysty, z wąsami jak wiechy, oczami świecącymi jak węgle rozżarzone. Szlachcic miał na sobie czerwoną kontusicę, czapę również czerwoną, kipiącą mu na prawym uchu, a na pasie olbrzymią skarbolachę. Przeraził się straszliwie chłopak. Ślipiska na wierzch mu wyszły, język skołczał, nogi i ręce zdrętwiały. Szlachciura roześmiał się gromko, aż echo rozległo się po okolicy, a potem zagadał do Janka: - Chodź ! Zagramy sobie w karcięta? Janek początkowo się wymawiał, lecz gdy szlagon brzęknął kiesą złota, poszedł z nim grać w karty. I znów okrutnie coś zahuczało, zagwizdało i zawyło. W tej chwili pastucha coś pochwyciło i ani się spostrzegł, jak znalazł się w sklepionej komnacie, pełnej beczek wina. Usiadłszy na jednej z pustych beczek, zaczęli grać w karty. Zaledwie rozpoczęli grę, gdy z rozmaitych dziur, niby przez drzwi, zaczęło wyłazić dużo strojnych dworaków. Wszystkim ślipiska się świecą, jak wilkom w nocy. Obstąpili grających i piją na zabój. Jankowi szczęści się niezmiernie. Wygrał jedną czapę złota, wygrał drugą i trzecią. Szlachcic poszedł i przyniósł czwartą. I tę zagarnął Janek. Grają dalej. Janek zaczął jednak przegrywać. Przegrał jedną i drugą czapkę dukatów, potem trzeci i czwartą. Gdy nie starczało mu już złota, grał o buty i kapotę. Szlachcic dolewał wina Jankowi i kusił go do dalszej gry, lecz już o duszę.
Janek jednak opierał się jak mógł. Widząc upór chłopca, szlachcic stawia wór złota, żądając by Janek postawił duszę na kartę. Lecz ten się uparł i nie przystał na dalszą grę. W ów czas szlachcic zawiesił na haku uzdę i rzecze: - Bujaj się Jasiu, bujaj! a będziesz bogaty. Lecz chłopak spostrzegł się, że to grozi zatratą duszy, więc zerwał się do ucieczki. Ale zaledwie się podniósł, runął jak kłoda na ziemię, od wina którego tyle wypił. Upadłszy, zasnął snem kamiennym. Obudziwszy się rano, przetarł oczy i ze zdziwieniem spostrzegł, że leży pod basztą zamkową. Przypomniał sobie przygodę z szlachcicem i nocną grę. Ogląda się za kapotą nie ma jej; szuka czapki - i tej nie ma; nawet buty diabli wzięli. Poskrobał się chłopczysko po rozczochranym łbie, pomyślał chwilę, a potem pędem pobiegł pod las gdzie szkapiska swe odnalazł. Gdy odbiegł od baszty, usłyszał przeraźliwy śmiech z jej szczytu. Oglądnąwszy się zobaczył owego szlachcica stojącego na murze, kłaniającego mu się czerwoną czapką. A ów szlachcic to był właśnie bies, pilnujący skarbów, ukrytych w lochach zamczyska.