Zygmunt Szczotkowski: Różnice pomiędzy wersjami
Nie podano opisu zmian |
m (lit.) |
||
Linia 35: | Linia 35: | ||
Zygmunt Szczotkowski sam pozostał w Libiążu; po wkroczeniu Niemców otrzymał od władz okupacyjnych (od kierownika wydziału administracji cywilnej w Krakowie) polecenie objęcia funkcji komisarycznego zarządcy (Treuhändera) kopalni „Janina”. W następnym miesiącu zainteresowało się nim Gestapo: zarzucono mu sprzyjanie działalności dywersyjnej w kopalni (ktoś zerwał przewody instalacji elektrycznej) i na krótko - wraz z kilkoma innymi poważanymi obywatelami - zatrzymano<ref>Zachował się gryps napisany ołówkiem na świstku wyrwanym z kalendarzyka (kartka z datą 19 października) następującej treści:<br />[http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/9b/1939_gryps.jpg ''Do Pani Dyrektorowej Szczotkowskiej w Libiążu<br />Zawiadomiono nas, iż o ile do 4ej po południu dziś nie wykryje się, kto przeciął druty, otwarte będzie dalsze postępowanie. To kończy się zwykle krótko.<br />Bądź tu koło tej godziny i informuj się.<br />W najgorszym wypadku chciałbym Marychno zobaczyć Cię raz jeszcze.<br />Niestety ani Hani, Adasia i Mamy zobaczyć nie mogę.<br />Ściskam Was wszystkich bardzo i bardzo serdecznie.<br />Jak Bóg da, tak będzie.<br />Zygmunt<br/>Nie mam nic do picia.'']</ref>. Ponieważ – oprócz [http://commons.wikimedia.org/wiki/File:20VII1939-Libiaz-nr2.jpg wybudowanych jeszcze latem 1939 na terenie kopalni schronów] – nie miano przeciw niemu żadnych dowodów działalności przeciw Niemcom, a wkrótce okazało się, że przewody zerwane zostały przypadkowo, z aresztu wkrótce został zwolniony i z powrotem skierowany do kopalni, którą prowadził jeszcze przez parę miesięcy, aż do wyznaczenia nowego zarządcy, Austriaka L. F. Trenczaka z Grazu, co nastąpiło 3 czerwca 1940. Swoją pracę w kopalni „Janina” (która pod zarządem okupacyjnym funkcjonowała początkowo jako „Janinagrube”) zakończył jeszcze latem lub najpóźniej jesienią 1940, ponad 20 lat od jej podjęcia, w atmosferze narastającego wciąż konfliktu z okupacyjnym kierownictwem, które wkrótce potem urządziło w kopalni filię obozu pracy przymusowej. Z Libiąża wyjechał do rodziny przebywającej w Bieżanowie, dokąd wciąż docierała doń korespondencja z żądaniami składania różnych wyjaśnień dotyczących funkcjonowania kopalni. Korespondencja z Trenczakiem i innymi przedstawicielami władz okupacyjnych nadszarpnęła mu zdrowie do tego stopnia, że cierpiąc na postępującą niewydolność krążenia zmarł w Bieżanowie 9 lutego 1943 r. i pochowany został na miejscowym cmentarzu parafialnym (jeszcze w sierpniu 1942 podpisał formalny akt przejścia na katolicyzm); później w tym samym grobie złożona została też trumna z jego zmarłą w 1959 r. we Wrocławiu żoną Marią. | Zygmunt Szczotkowski sam pozostał w Libiążu; po wkroczeniu Niemców otrzymał od władz okupacyjnych (od kierownika wydziału administracji cywilnej w Krakowie) polecenie objęcia funkcji komisarycznego zarządcy (Treuhändera) kopalni „Janina”. W następnym miesiącu zainteresowało się nim Gestapo: zarzucono mu sprzyjanie działalności dywersyjnej w kopalni (ktoś zerwał przewody instalacji elektrycznej) i na krótko - wraz z kilkoma innymi poważanymi obywatelami - zatrzymano<ref>Zachował się gryps napisany ołówkiem na świstku wyrwanym z kalendarzyka (kartka z datą 19 października) następującej treści:<br />[http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/9b/1939_gryps.jpg ''Do Pani Dyrektorowej Szczotkowskiej w Libiążu<br />Zawiadomiono nas, iż o ile do 4ej po południu dziś nie wykryje się, kto przeciął druty, otwarte będzie dalsze postępowanie. To kończy się zwykle krótko.<br />Bądź tu koło tej godziny i informuj się.<br />W najgorszym wypadku chciałbym Marychno zobaczyć Cię raz jeszcze.<br />Niestety ani Hani, Adasia i Mamy zobaczyć nie mogę.<br />Ściskam Was wszystkich bardzo i bardzo serdecznie.<br />Jak Bóg da, tak będzie.<br />Zygmunt<br/>Nie mam nic do picia.'']</ref>. Ponieważ – oprócz [http://commons.wikimedia.org/wiki/File:20VII1939-Libiaz-nr2.jpg wybudowanych jeszcze latem 1939 na terenie kopalni schronów] – nie miano przeciw niemu żadnych dowodów działalności przeciw Niemcom, a wkrótce okazało się, że przewody zerwane zostały przypadkowo, z aresztu wkrótce został zwolniony i z powrotem skierowany do kopalni, którą prowadził jeszcze przez parę miesięcy, aż do wyznaczenia nowego zarządcy, Austriaka L. F. Trenczaka z Grazu, co nastąpiło 3 czerwca 1940. Swoją pracę w kopalni „Janina” (która pod zarządem okupacyjnym funkcjonowała początkowo jako „Janinagrube”) zakończył jeszcze latem lub najpóźniej jesienią 1940, ponad 20 lat od jej podjęcia, w atmosferze narastającego wciąż konfliktu z okupacyjnym kierownictwem, które wkrótce potem urządziło w kopalni filię obozu pracy przymusowej. Z Libiąża wyjechał do rodziny przebywającej w Bieżanowie, dokąd wciąż docierała doń korespondencja z żądaniami składania różnych wyjaśnień dotyczących funkcjonowania kopalni. Korespondencja z Trenczakiem i innymi przedstawicielami władz okupacyjnych nadszarpnęła mu zdrowie do tego stopnia, że cierpiąc na postępującą niewydolność krążenia zmarł w Bieżanowie 9 lutego 1943 r. i pochowany został na miejscowym cmentarzu parafialnym (jeszcze w sierpniu 1942 podpisał formalny akt przejścia na katolicyzm); później w tym samym grobie złożona została też trumna z jego zmarłą w 1959 r. we Wrocławiu żoną Marią. | ||
Tuż przed wybuchem wojny, wraz z dokumentacją fotograficzną kopalni „Janina”, sporządził także dokładny raport oraz bilans ekonomiczny, które w sierpniu 1939 przesłał do paryskiej siedziby władz Compagnie Galicienne, dzięki czemu możliwe było stosunkowo dokładne oszacowanie majątku, który w wyniku hitlerowskiego najazdu został przez Niemcy przejęty. Raporty te i bilanse później, już po śmierci | Tuż przed wybuchem wojny, wraz z dokumentacją fotograficzną kopalni „Janina”, sporządził także dokładny raport oraz bilans ekonomiczny, które w sierpniu 1939 przesłał do paryskiej siedziby władz Compagnie Galicienne, dzięki czemu możliwe było stosunkowo dokładne oszacowanie majątku, który w wyniku hitlerowskiego najazdu został przez Niemcy przejęty. Raporty te i bilanse później, już po śmierci Szczotkowskiego, posłużyły do sporządzenia przez francuskiego dyrektora Kompanii Galicyjskiej Alexisa Barteta kalkulacji odszkodowań dla polskich inżynierów, nad którymi dyskutowano w związku z przymusową sprzedażą przez Francuzów Kompanii Galicyjskiej Niemcom w roku 1943 (plany te jednak spaliły na panewce, Niemcy do żadnych odszkodowań nie dopuścili). | ||
Inżynier Zygmunt Szczotkowski nie miał rodzeństwa. Z pierwszą żoną Magdaleną (zm. w pod koniec lat 60.) miał wspomniane wcześniej córki, Miłosławę (ur. w 1908 r. i prawdopodobnie zmarłą w dzieciństwie) oraz Zofię (ur. w 1911 r., po ukończeniu szkół artystycznych w Warszawie wyjechała do Rumunii; tam wyszła za mąż za przedsiębiorcę przemysłu naftowego i pozostała w tym kraju na stałe). Z drugą żoną Marią miał córkę Annę (ur. w 1924 r., po ukończeniu po wojnie studiów farmaceutycznych na UJ wyszła za mąż za historyka Henryka Zielińskiego, 1920-1981, i wraz z nim w latach 50. przeprowadziła się do Wrocławia, gdzie Zieliński w późniejszych latach został profesorem tamtejszego Uniwersytetu). | Inżynier Zygmunt Szczotkowski nie miał rodzeństwa. Z pierwszą żoną Magdaleną (zm. w pod koniec lat 60.) miał wspomniane wcześniej córki, Miłosławę (ur. w 1908 r. i prawdopodobnie zmarłą w dzieciństwie) oraz Zofię (ur. w 1911 r., po ukończeniu szkół artystycznych w Warszawie wyjechała do Rumunii; tam wyszła za mąż za przedsiębiorcę przemysłu naftowego i pozostała w tym kraju na stałe). Z drugą żoną Marią miał córkę Annę (ur. w 1924 r., po ukończeniu po wojnie studiów farmaceutycznych na UJ wyszła za mąż za historyka Henryka Zielińskiego, 1920-1981, i wraz z nim w latach 50. przeprowadziła się do Wrocławia, gdzie Zieliński w późniejszych latach został profesorem tamtejszego Uniwersytetu). |
Wersja z 00:54, 22 sty 2013
Zygmunt Franciszek Szczotkowski herbu Łodzia, przez niemal całe międzywojenne dwudziestolecie związany z Ziemią Chrzanowską był postacią wielce nietuzinkową. Choć ród swój wywodził z Łatgalii w guberni witebskiej, to urodził się w Warszawie, do szkół chodził we Włocławku, maturę zdał w Warszawie, studiował w Akademii Górniczej w austriackim Leoben, ale niemal całe zawodowe życie związał z górnictwem małopolskim (w Zagłębiu Dąbrowskim i Krakowskim) w tym większość z kopalnią „Janina” w Libiążu w powiecie chrzanowskim.
Urodził się we wrześniu 1877 (wg kalendarza juliańskiego obowiązującego w zaborze rosyjskim – 5.IX, a wg naszego kalendarza – 17.IX). Dziadek jego Alfons Stefanowicz (zmarły w 1846) wywodził się ze szlachty inflanckiej i ożenił się z Gryzeldą Magnuszewską; z tego związku na świat przyszedł ojciec Zygmunta, Stefan-Wincenty Andrzej (ur. 1.2.1843), który był rezydentem majątku rodzinnego Stefanowo k. Włocławka, oraz jego młodszy brat, a stryj Zygmunta: Jan-Mateusz (ur. 26.6.1845, zm. 28.12.1928), który miał majątek w powiecie lucyńskim (dziś rejon miasta Ludza, pol. Lucyn, na Łotwie). W księgach miejskich w Lucynie do dziś zachowały się oryginalne zapisy o śmierci i pochówku stryja i stryjenki Zygmunta: oboje zresztą zapisani tam są jako obywatele łotewscy pochodzenia polskiego.
Ojciec Zygmunta był urzędnikiem kolejowym; zmarł jednak (na gruźlicę) kiedy chłopiec był jeszcze małym dzieckiem, w 1879. Wychowywała go matka, Maria Filomena z d. Kolbe, skądinąd przyrodnia siostra inż. Bronisława Kolbe, przedwojennego dyrektora paru kopalni w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku. Do szkół zaczął Zygmunt chodzić najpierw we Włocławku (jak sam opowiadał kilkukilometrowy dystans ze Stefanowa zdarzało mu się pokonywać pieszo). Maturę jednak zdawał (w 1896) w warszawskim gimnazjum realnym, bo starając się podreperować budżet matka próbowała – w związku z niedawno wybudowaną (1877) linią Kolei Nadwiślańskiej – skorzystać na koniunkturze na parcele w okolicach Otwocka. Niestety, plany te spaliły na panewce: zamiast zyskać – straciła część majątku i zmuszona została do wyprzedaży cenniejszych rodzinnych pamiątek. Wsparcia rodzinie udzielał stryj Zygmunta, który zadbał m.in. o to, by chłopiec wyposażony był w niezbędne dokumenty (których zmarły przedwcześnie ojciec nie zdążył synowi zapewnić), dzięki którym możliwa była jego dalsza edukacja.
Studia w prestiżowej Cesarsko-Królewskiej Akademii Górniczej (Kaiserlich Königliche Berg-Akademie) w Leoben zakończył egzaminem państwowym i dyplomem inżyniera górnika otrzymanym 24 lutego 1900 r. Do dziś zachował się w domowym archiwum telegram, nadany w Austrii do matki w Warszawie, zawierający jedno słowo: „zdałem”. Na pożółkłym formularzu odczytać można czas nadania i odebrania wiadomości: co zabawne, ze względu na różnicę stosowanych w Austrii i w zaborze rosyjskim kalendarzy, telegram nadany 24 lutego przyjęty został w Warszawie 12 lutego...
Na Zagłębie Dąbrowskie (do Czeladzi) przyjechał jeszcze podczas studiów: odbył tam, w należącej Zarządu Zakładów Górniczych księcia Christiana Krafta zu Hohenlohe-Öhringen kopalni „Saturn” letnią praktykę zawodową (od 8 sierpnia do 30 września 1898).
Już w marcu 1900 podjął pierwszą swoją pracę: inżyniera górnika przy drążeniu szybu Klimontów kopalni Niwka-Jerzy (wówczas położonej nieopodal Sosnowca, obecnie w granicach miasta). Jeszcze pod koniec studiów albo zaraz po studiach snuł plany udziału w ekspedycji rozpoznawczej w góry Uralu w Rosji, mającej na celu zbadanie możliwości wydobywania tamtejszych złóż. Prawdopodobnie jednak matka ze stryjem mu te plany wyperswadowali, wobec czego ostatecznie z wyjazdu zrezygnował, dzięki czemu – wyposażony w plik oficjalnie przetłumaczonych z języka niemieckiego na rosyjski dokumentów z uczelni – 19 stycznia 1901 mógł stawić się na egzamin zawodowy przed Górniczą Komisją Specjalną okręgu dąbrowskiego, co ugruntowało mu pozycję na Niwce. W 1906 awansował na stanowisko „zawiadowcy” (naczelnego inżyniera) kopalni „Saturn”, w której jako student praktykował osiem lat wcześniej.
Na początku dwudziestego wieku trzydziestoletni inżynier górnik był w najlepszym wieku, by znaleźć sobie młodą pannę. Wybór jego padł na 19-letnią Magdalenę Annę Sznabl, córkę naczelnego lekarza Warszawy i zarazem przyrodnika-entomologa Jana Sznabla, z którą wziął w październiku 1907 roku ślub w parafii św. Jana w Warszawie (gdzie wciąż jeszcze mieszkała jego matka); w sierpniu 1908 urodziła się im się córka Miłosława (o której - prócz zapisków w księdze chrztów parafii św. Jana w Warszawie - nie zachowały się żadne informacje, zatem przypuszczalnie zmarła w dzieciństwie), a w kwietniu 1911 - druga córka, Zofia Stanisława. Młoda żona musiała być osobą raczej wymagającą pod względem finansowym, dość zacytować fragment listu, w którym Towarzystwo Górniczo-Przemysłowe „Saturn” w listopadzie 1913 kwituje – nie bez dającego się czytać między wierszami zjadliwego wyrzutu – złożone kilkanaście dni wcześniej wypowiedzenie:
Zwolniwszy się z „Saturna” wyjechał do Belgii i Francji, skąd zamierzał przenieść na grunt sosnowieckiej stacji ratownictwa górniczego (której powstawanie, na podstawie decyzji VII Zjazdu Przemysłowców Górnictwa, w latach 1910-1911 osobiście planował i nadzorował) stosowane tam technologie. Plany te jednak pokrzyżował wybuch I wojny światowej. Dzięki skrupulatnie zgromadzonym przez jego stryja przed laty dokumentom uniknął – będąc poddanym rosyjskim – konieczności służby frontowej, przebywając w Warszawie na bezpiecznym stanowisku kierownika Biura Stacyjnego Sekcji Opałowej aż do roku 1919, i odbywając w międzyczasie (1916-1917) tzw. Wyższe Kursy Urzędnicze.
Zaraz po wojnie jednak wrócił do górnictwa: najpierw w 1919 w Zawierciu kierował robotami górniczymi, by w 1920 trafić do Galicyjskiej Spółki Kopalń (Compagnie Galicienne de Mines – Societe Anonyme), która od roku 1907 inwestowała na Zagłębiu Krakowskim, w okolicach Libiąża, wykupując grunta pod budowę kopalni. Objął tam w marcu stanowisko naczelnego inżyniera kopalni „Janina” w Libiążu, a 18.11.1920 r. powołany został na stanowisko dyrektora i pełnomocnika francuskich właścicieli, reprezentowanych przez Alexisa Barteta. Szczotkowski otrzymał szerokie pełnomocnictwa (wekslowe, gruntowe, sądowe, administracyjne, techniczne itp.): oprócz bieżącego zarządzania kopalnią zajmował się m.in. wykupem na jej rzecz i w jej imieniu praw do eksploatacji okolicznych parcel, realizując nakreślone przez właścicieli spółki cele jej rozwoju. Warto w tym miejscu zauważyć, że Francuzi trafili na wyjątkowo bogate złoża (szacunki poczynione blisko sto lat po Francuzach – w roku 2003 – potwierdziły, że zgromadzone są tu największe zasoby węgla w Polsce, stanowiące 20% krajowych zasobów). Szczotkowski, mając jako swoją prawą rękę inż. Józefa Litwiniszyna (ojca wiceprezesa PAN, prof. Jerzego Litwiniszyna) dokonywał w „Janinie” zmian i unowocześnień tak technicznych, jak i organizacyjnych: między innymi w 1921 wprowadzono tu ośmiogodzinny dzień pracy, w 1922 pracujące pod ziemią konie zaczęły być wypierane przez lokomotywy spalinowe, a w 1930 – przez elektryczne. Rozwój kopalni był motorem napędzającym rozwój regionu: nieduże wsie Libiąż Mały i Wielki, Żarki, Moczydło i okolice w ciągu kilku dziesięcioleci połączyły się we wspólny organizm, uzyskując prawa miejskie w 1969 roku. Z drugiej jednak strony stosunkowo niska jakość wydobywanego tu węgla (w porównaniu z węglem górnośląskim) była jedną z przyczyn trudności w sprostaniu silnej konkurencji. Płace w „Janinie” należały raczej do niższych w tej branży (okresowo stosowano nawet ich obniżki) i dochodziło w niej do strajków (najdłuższy z nich, w 1936 r., trwał sześć tygodni).
Warto w tym miejscu, dla przykładu, zacytować fragment innego listu, którym Spółka Galicyjska powiadamiała o tym, w jaki sposób zamierza – poprzez cięcia płac w ścisłym kierownictwie – uporać się z problemami trudnych lat trzydziestych:
[...] zawiadamiamy WPana, że gotowi jesteśmy zawrzeć z Nim, począwszy od dnia 1 lipca 1933 roku, nową umowę o pracę na warunkach następujących:
Pensja miesięczna dotychczasowa Wpana zostanie obniżona o 20% [...]
Ze względu na niepewność obecnych warunków ekonomicznych, umowa niniejsza zawarta jest na czas określony [z terminami wygasania] 31.8.1933, 31.12.1933, 31.3.1934 [...]
Wcześniej jeszcze, bo na początku lat dwudziestych, Zygmunt Szczotkowski próbował również własnej działalności gospodarczej zakładając spółki z inwestorami związanymi z wydobyciem bądź dystrybucją węgla. Wszystkie te projekty jednak porzucił, decydując się w inwestowanie na rynku papierów wartościowych: chętnie kupował obligacje municypalne miasta Krakowa oraz akcje fabryk przemysłu ciężkiego, głównie z obszaru Małopolski.
Małżeństwo Zygmunta Szczotkowskiego z młodziutką Sznablówną nie było udane: zawarte jednak w kościele rzymsko-katolickim nie mogło zostać w prosty sposób rozwiązane; problem ten ominął decydując się na przejście na kalwinizm, do czego doszło w październiku 1922. Po uzyskaniu rozwodu, w czerwcu 1923 ożenił się ponownie z Marią z domu Wietrzykowską (ur. w 1886) wdową Borowską, redaktorką jednego z czasopism wydawanych na Śląsku; w sierpniu rok później na świat przyszła ich córka Anna.
Zygmunt Szczotkowski w latach dwudziestych coraz bardziej angażował się w zagadnienia gospodarcze Małopolski. Był autorem poufnego memoriału (podpisanego także przez L.Oelweina i M.Dunajeckiego, dyrektorów kopalń w Jaworznie-Borach i w Sierszy) pt. „Sprawa Kopalń Zagłębia Krakowskiego”, skierowanego w lipcu 1927 do ministra przemysłu i handlu Eugeniusza Kwiatkowskiego, w którym zaproponował rozwiązania mające na celu uzyskanie stałej rentowności małopolskich kopalń (m.in. gromadzenie sezonowych nadwyżek wydobywanego węgla w nieckach terenowych na obszarze Centralnego Okręgu Przemysłowego), postulował wprowadzenie produkcji płynnych węglowodorów z węgla kamiennego, stabilizację rynku (m.in. przez długoterminowe zamówienia na węgiel od Polskich Kolei Państwowych; tu warto nadmienić, że pomimo iż Zygmunt Szczotkowski sam umiał prowadzić samochód, to pozostawał do końca życia wierny przekonaniu, że to komunikacja kolejowa pozostanie najważniejszym środkiem transportu w kraju). Autor memoriału pisanego przecież sporo przed odrodzeniem się militaryzmu w Niemczech wskazywał na możliwość zaistnienia konfliktu niemiecko-polskiego i wskazywał, że oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od ówczesnej granicy z zachodnim sąsiadem kopalnie będą mniej z jego strony zagrożone, niż kopalnie górnośląskie. Uzasadniał w ten sposób strategiczną potrzebę interwencji państwa w inwestycjach na tym polu. Był cenionym specjalistą ekonomiki przemysłu węglowego: później (w latach 1935-1937) brał m.in. udział w pracach Komisji do Zbadania Przedsiębiorstw Państwowych przy Radzie Ministrów RP (zwanej komisją ds. etatyzmu) kierowanej przez Antoniego Olszewskiego, byłego ministra przemysłu i handlu w rządzie Leopolda Skulskiego. Olszewski był zresztą dość częstym gościem w domu Szczotkowskich w Libiążu, podobnie jak były minister komunikacji w rządach Bartla i Piłsudskiego, a później dyrektor kopalni w Trzebini, Paweł Romocki, a także kuzyn Zygmunta – Bronisław Kolbe, kierujący zakładami wydobywczymi na Śląsku. Za zasługi dla rozwoju polskiego przemysłu w Święto Niepodległości 1937 roku inż. Szczotkowskiemu wręczony został Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Zainteresowania Zygmunta Szczotkowskiego nie ograniczały się do przemysłu i gospodarki. Był zapalonym turystą, zwiedził szmat Europy – od Skandynawii po Włochy, zahaczywszy też o ówczesną włoską Trypolitanię, był członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Zwiedzając z kajakiem Pojezierze Brasławskie pokazywał rodzinie okolice nad Dźwiną, skąd wywodziły się jego korzenie. Biegle władał językami francuskim, niemieckim i rosyjskim (rachunki arytmetyczne w pamięci do końca życia wykonywał po rosyjsku), jako dorosły człowiek opanował też angielski. W swoim domu w wolnym czasie poświęcał się między innymi fotografii: sam, a później razem z dorastającą córką, wywoływał szklane płyty, filmy i papierowe odbitki; eksperymentował z fotografią stereoskopową i z raczkującą wówczas fotografią kolorową. Zajmował się też radiotechniką, był jednym z pierwszych w Małopolsce abonentów radiowych. Nie stronił od klasycznych technik rzemiosła artystycznego, m.in. zajmował się zdobieniem mebli różnymi gatunkami drewna (intarsjowaniem). Był także kolekcjonerem – filatelistą i numizmatykiem.
Rok lub dwa lata przed wybuchem II wojny światowej, wykupił w podkrakowskiej Kolonii Urzędniczej Bieżanów działkę, na której zaczął budować dom, w którym zamierzał osiąść na emeryturze (kierując „Janiną” mieszkał w służbowej willi przy obecnej ul. Kopalnianej 4). Dom ten gotów był tuż przed Wrześniem i tam samochodem wyekspediował rodzinę w dniu wybuchu wojny. Podróż ta odbyła się nie bez przygód, po drodze niemieckie samoloty atakowały tłumy uciekinierów, zbombardowały też rafinerie w Trzebini, której pożar widoczny był z daleka. Samochodem Szczotkowskiego jego kierowca przewoził rannych w wyniku ostrzału, a żona z córką do Bieżanowa ostatecznie dotarły korzystając z przygodnych środków transportu.
Zygmunt Szczotkowski sam pozostał w Libiążu; po wkroczeniu Niemców otrzymał od władz okupacyjnych (od kierownika wydziału administracji cywilnej w Krakowie) polecenie objęcia funkcji komisarycznego zarządcy (Treuhändera) kopalni „Janina”. W następnym miesiącu zainteresowało się nim Gestapo: zarzucono mu sprzyjanie działalności dywersyjnej w kopalni (ktoś zerwał przewody instalacji elektrycznej) i na krótko - wraz z kilkoma innymi poważanymi obywatelami - zatrzymano[1]. Ponieważ – oprócz wybudowanych jeszcze latem 1939 na terenie kopalni schronów – nie miano przeciw niemu żadnych dowodów działalności przeciw Niemcom, a wkrótce okazało się, że przewody zerwane zostały przypadkowo, z aresztu wkrótce został zwolniony i z powrotem skierowany do kopalni, którą prowadził jeszcze przez parę miesięcy, aż do wyznaczenia nowego zarządcy, Austriaka L. F. Trenczaka z Grazu, co nastąpiło 3 czerwca 1940. Swoją pracę w kopalni „Janina” (która pod zarządem okupacyjnym funkcjonowała początkowo jako „Janinagrube”) zakończył jeszcze latem lub najpóźniej jesienią 1940, ponad 20 lat od jej podjęcia, w atmosferze narastającego wciąż konfliktu z okupacyjnym kierownictwem, które wkrótce potem urządziło w kopalni filię obozu pracy przymusowej. Z Libiąża wyjechał do rodziny przebywającej w Bieżanowie, dokąd wciąż docierała doń korespondencja z żądaniami składania różnych wyjaśnień dotyczących funkcjonowania kopalni. Korespondencja z Trenczakiem i innymi przedstawicielami władz okupacyjnych nadszarpnęła mu zdrowie do tego stopnia, że cierpiąc na postępującą niewydolność krążenia zmarł w Bieżanowie 9 lutego 1943 r. i pochowany został na miejscowym cmentarzu parafialnym (jeszcze w sierpniu 1942 podpisał formalny akt przejścia na katolicyzm); później w tym samym grobie złożona została też trumna z jego zmarłą w 1959 r. we Wrocławiu żoną Marią.
Tuż przed wybuchem wojny, wraz z dokumentacją fotograficzną kopalni „Janina”, sporządził także dokładny raport oraz bilans ekonomiczny, które w sierpniu 1939 przesłał do paryskiej siedziby władz Compagnie Galicienne, dzięki czemu możliwe było stosunkowo dokładne oszacowanie majątku, który w wyniku hitlerowskiego najazdu został przez Niemcy przejęty. Raporty te i bilanse później, już po śmierci Szczotkowskiego, posłużyły do sporządzenia przez francuskiego dyrektora Kompanii Galicyjskiej Alexisa Barteta kalkulacji odszkodowań dla polskich inżynierów, nad którymi dyskutowano w związku z przymusową sprzedażą przez Francuzów Kompanii Galicyjskiej Niemcom w roku 1943 (plany te jednak spaliły na panewce, Niemcy do żadnych odszkodowań nie dopuścili).
Inżynier Zygmunt Szczotkowski nie miał rodzeństwa. Z pierwszą żoną Magdaleną (zm. w pod koniec lat 60.) miał wspomniane wcześniej córki, Miłosławę (ur. w 1908 r. i prawdopodobnie zmarłą w dzieciństwie) oraz Zofię (ur. w 1911 r., po ukończeniu szkół artystycznych w Warszawie wyjechała do Rumunii; tam wyszła za mąż za przedsiębiorcę przemysłu naftowego i pozostała w tym kraju na stałe). Z drugą żoną Marią miał córkę Annę (ur. w 1924 r., po ukończeniu po wojnie studiów farmaceutycznych na UJ wyszła za mąż za historyka Henryka Zielińskiego, 1920-1981, i wraz z nim w latach 50. przeprowadziła się do Wrocławia, gdzie Zieliński w późniejszych latach został profesorem tamtejszego Uniwersytetu).
Przypisy
- ↑ Zachował się gryps napisany ołówkiem na świstku wyrwanym z kalendarzyka (kartka z datą 19 października) następującej treści:
Do Pani Dyrektorowej Szczotkowskiej w Libiążu
Zawiadomiono nas, iż o ile do 4ej po południu dziś nie wykryje się, kto przeciął druty, otwarte będzie dalsze postępowanie. To kończy się zwykle krótko.
Bądź tu koło tej godziny i informuj się.
W najgorszym wypadku chciałbym Marychno zobaczyć Cię raz jeszcze.
Niestety ani Hani, Adasia i Mamy zobaczyć nie mogę.
Ściskam Was wszystkich bardzo i bardzo serdecznie.
Jak Bóg da, tak będzie.
Zygmunt
Nie mam nic do picia.