Zagłębiowskie legendy: "Tajemnicze barany" (Sosnowiec-Zagórze): Różnice pomiędzy wersjami
(Utworzył nową stronę „Idąc z Sosnowca do Zagórza, na skraju wsi po prawej stronie drogi, widnieje mały kopiec ułożony z kamieni, na szczycie którego sterczy żelazny krzyż. O tym kopc...”) |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 7: | Linia 7: | ||
Potłuczony dziedzic, zrezygnował z budowy kościoła na wybranym przez siebie miejscu i zgodził się na plac wyznaczony przez żonę. | Potłuczony dziedzic, zrezygnował z budowy kościoła na wybranym przez siebie miejscu i zgodził się na plac wyznaczony przez żonę. | ||
Od tego czasu tajemnicze barany już więcej nie pokazały się nikomu. Na miejscu zaś wydarzenia, po wybudowaniu kościółka (w tym miejscu gdzie stoi on do dziś) postawiono krzyż wśród kamieni, które były przeznaczone na budowę świątyni. | Od tego czasu tajemnicze barany już więcej nie pokazały się nikomu. Na miejscu zaś wydarzenia, po wybudowaniu kościółka (w tym miejscu gdzie stoi on do dziś) postawiono krzyż wśród kamieni, które były przeznaczone na budowę świątyni. | ||
[[Kategoria:Marian Kantor-Mirski|Zagłębiowskie legendy i podania]] | |||
[[Kategoria:Zagłębiowskie legendy i podania|Sosnowiec]] | |||
[[Kategoria:Legendy i podania Sosnowca|Sosnowiec]] |
Aktualna wersja na dzień 11:40, 16 lis 2016
Idąc z Sosnowca do Zagórza, na skraju wsi po prawej stronie drogi, widnieje mały kopiec ułożony z kamieni, na szczycie którego sterczy żelazny krzyż. O tym kopcu tak legenda opowiada: Było to mniej więcej przed stu laty. Ówczesny dziedzic Zagórza za namową swej małżonki postanowił wznieść w wiosce kościół. Wybrał w tym celu plac, na którym obecnie widnieje kopiec. Plac ten jednak nie spodobał się żonie pana Mieroszewskiego, która pragnęła wznieść kościół w pobliżu starożytnej kapliczki. Na tym tle przyszło do sporów między małżonkami, które czasem przybierały gwałtowny charakter. O statecznie Mieroszewski postawił na swoim. Wyznaczył plac, z wielką uroczystością poświęcił i zaczął zwozić kamienie na fundamenta. Zaledwie kilka fur zwieziono, gdy w nocy zjawiły się na placu tajemnicze barany, które rogami i głowami rozwaliły kupę kamieni a następnie dziwnym sposobem poodciągały je w różne strony. Świadkowie tego zdarzenia, opowiedzieli je dziedzicowi. Ten najpierw obatożył opowiadających, a potem poszedł przekonać się o prawdziwości zdarzenia. Przybywszy na miejsce, zobaczył rzeczywiście porozwalane i porozrzucane głazy. Kazał je natychmiast poznosić na swoje miejsce, a na noc postawił przy nich silną wartę. I cóż się stało? W nocy zjawiły się tajemnicze barany, pobodły i potłukły wartowników, że z wielkim strachem i guzami pouciekali z placu, roznosząc panikę po wsi. Dowiedział się o tern Mieroszewski i sam wśród nocy pobiegł na plac. Zaledwie znalazł się na miejscu, gdy doskoczył jeden baran, trzasnął w dziedzica rogami aż koziołka wywrócił i przepadł w ciemności. Potłuczony dziedzic, zrezygnował z budowy kościoła na wybranym przez siebie miejscu i zgodził się na plac wyznaczony przez żonę. Od tego czasu tajemnicze barany już więcej nie pokazały się nikomu. Na miejscu zaś wydarzenia, po wybudowaniu kościółka (w tym miejscu gdzie stoi on do dziś) postawiono krzyż wśród kamieni, które były przeznaczone na budowę świątyni.